niedziela, 28 grudnia 2014

W poszukiwaniu biednej choinki

Od kilku lat w skandynawskich świątecznych stylizacjach króluje trend na "biedną choinkę". 
Bogate kolorowe drzewka bożonarodzeniowe w amerykańskim stylu, plastikowe, wielkie i bujne, srebrne, złote i niebieskie wyparte zostały przez skromne i  naturalne z niewielką ilością ozdób i igieł.
Skąd ten trend?
Skandynawowie kochają prostotę i otaczającą ich naturę. Czerpią z niej inspirację do swoich domów, a my czerpiemy inspiracje od nich.
Kupowanie choinek z plastiku już nie jest eko. Drzewka te rozkładają się tysiące lat jak reklamówki. Poza tym nie pachną lasem, nie wyglądają naturalnie, a mieszkając w mieście najbardziej brakuje nam właśnie kontaktu z naturą.
Dobrym pomysłem jest kupienie choinki hodowlanej w doniczce i zasadzenie jej po świętach w ogrodzie pod warunkiem, że sprytni i niezbyt uczciwi sprzedawcy nie zaoferują nam uciętego siekierą drzewka wsadzonego w doniczkę i zamaskowanego 20 kg gliny. 

- Mamo, mamo weź tą, tą brzydką, bo będzie jej smutno jak jej nikt nie kupi- usłyszała od synka jedna pani przy stoisku z choinkami.

Zgodnie ze skandynawskim trendem i litością nad ubogimi drzewkami, co to same zostaną na Wigilię, starałam się znaleźć najskromniejszą, najrzadszą i najtańszą... naiwnie.
Niestety nie było ani brzydkiej, ani skromnej, a na pewno już nie taniej (55 zł wytargowane z 65 zł cena W-wa). Za to znalazłam najmniejszą. Waży 20 kg, a sięga mi tylko do pasa. Nie wiem co by było, gdyby sięgała mi do czubka głowy. Chyba wynajęlibyśmy jakiś dźwig, który by nam ją wciągnął na 4 piętro.
Przyozdobiłam drzewko kilkoma geometrycznymi złotymi bombkami, za łańcuch posłużył mi mój ślubny prezent- białe cotton ball light (bardzo uniwersalny jak się okazało), wstawiłam doniczkę w rudy kosz z H&M, a obok ułożyłam buty z Laponii (zakupione w słupskim lumpie za 15 zł)
Chyba Mikołajowi spodobała się nasza skromna choina, bo przyniósł nam w tym roku górę fantastycznych prezentów. W takim razie w przyszłe święta postaram się o  jeszcze mniejszą i jeszcze biedniejszą ;)
Foto Muszka
Foto Muszka



Foto Muszka

Foto Muszka

Foto Marcin 

Foto Marcin

sobota, 29 listopada 2014

Kultowy skandi kocyk w krzyżyki

Sama już nie wiem ile razy byłam na stronach skandynawskich sklepów i portalu Pinterest.com, aby popatrzeć na kultowy skandynawski kocyk w krzyżyki firmy Piawallen. Marzyłam o wejściu w posiadanie takiego pięknego dodatku do mojego wnętrza, jednak cena (ok. 4300 zł) wydawała mi się i nadal wydaje niewiarygodnie absurdalna. Owszem koc jest piękny, ale wywalić tyle kasy? O nie!
Pomyślałam sobie, że skoro potrafię zrobić zasłony w choinki, to będę też umiała wykonać taki kocyk. Nie będzie może taki sam jak oryginalny, bo musiałabym go dziergać na drutach chyba ze sto lat, ale będzie mój i nie za 4300 zł tylko za 30 zł :))
Akurat nadarzyła się okazja, że podczas poszukiwań skarbów w praskich lumpach natknęłam się na duży gruby czarny materiał idealny na koc. Byłam pewna, że zapłacę za niego co najmniej 60 zł, bo ważył z 8 kg. Co się okazało, zapłaciłam nie 60 ale 6 zł ! Cudowny zakup przyniosłam do domu, otworzyłam wszystkie zdjęcia stylizacji, które powklejałam sobie na "Pinterest" i zabrałam się do zbierania materiałów na krzyżyki. Zamówiłam 4 farby Marthy Steward do tkanin w kolorze białym (12 zł za szt.), jak się później okazało wystarczyła jedna tubka i troszkę z drugiej, wyciągnęłam wełnianą włóczkę z Bornholmu, dużą igłę zakupiłam w pasmanterii, a wanienkę z wałkiem wyszperałam w moich gadżetach do malowania. 
Najpierw wszyłam włóczkę na tzw. ręczny owerlook, wycięłam szablon w kształcie krzyżyka na plastikowej przezroczystej grubej folii i przystąpiłam do malowania. Cała operacja zajęła mi w sumie kilka godzin, ale efekt jest ( jak dla mnie ) super!
I tak oto prostym i tanim sposobem weszłam w posiadanie kultowego kocyka w krzyżyki :))
Przygotowanie materiałów foto Muszka

Moja pomocnica, testuje kocyk ćwicząc pozycję psa z głową w dół. Foto Muszka

Stylizacja w przedpokoju. Foto Muszka

Stylizacjka w kuchni Foto Muszka

poniedziałek, 20 października 2014

Wymarzona jadalnia

Fanfary poproszę, bo oto dorobiłam się własnej jadalni. Ten, kto kiedykolwiek u mnie był pamięta jak ciężko było zginać się przy stoliku kawowym nad talerzem zupy z kluskami. 
Operacja jadalnia wymagała pewnego poświęcenia. Nie wystarczyło tylko wstawić stół z krzesłami w przestrzeń kuchenno - salonową. Trzeba było wyburzyć mini ściankę i postawić nową, tym sposobem zamykając salon. Teoretycznie można by i nie zamykać, ale z racji na fakt, że gdy spędzam czas w odosobnieniu od męża, to cenię sobie spokój i nie przeszkadzanie w absorbujących zajęciach jak rysowanie czy klejenie makiet (ostatnio "number one" mojego wolnego czasu).
Oczywiście główną funkcją nowej jadalni jest spożywanie posiłków przy dużym stole, ale zrobiło się tam tak miło, że nie tylko samą konsumpcją umilamy sobie czas. 
W kolejnych odsłonach zwrócę kadr na drugą stronę kuchni, gdzie pomalowałam już fronty na biało i grafitowo, a (mam nadzieję) już wkrótce wymienię blat na sosnowy, pomaluję ścianę nad kuchenką farbą do tablic szkolnych, na metalowej magnetycznej listwie przykleję noże i wymienię kran.
Głównym tematem mojej nowej jadalni był: las zatopiony w mleku.  Brzmi to zapewne znajomo, ale dla tych którzy z angielskim są jeszcze lekko na bakier,  nawiązuje do nazwy mojego bloga. 
Ponieważ jestem wnętrzarską sknerą, o czym chyba już kiedyś wspominałam, większość rzeczy zrobiłam sama, albo znalazłam na wystawce czy zakupiłam po tzw. taniości w lumpie czy w necie. Obraz jest ramką z Ikei, w którą włożyłam ścierkę z lisem (tak tak ścierkę, taką do naczyń :)
Na oknie zawiesiłam zasłonę zakupioną w lumpie, którą sama pomalowałam w szare metaliczne choinki farbą do tkanin Marthy Steward. Na ławce ułożyłam poduszki ze zwierzakami z lasu z bellemaison.pl, a jedną małą poszewkę z choinkami również zrobiłam sama. Moi kochani teściowie dali mi w prezencie trochę pachnących orzechów i obiecali coś bardzo, baaardzo specjalnego do wystroju sosnowej ławki i krzeseł a la Tolix. Na oświetlenie główne wybrałam holenderską masywną lampę Strijp, a ramę obrazu zdobią białe bawełniane kulki- prezent ślubny od mojej siostry. Sprawiają, że w kuchni wieczorem robi się przytulnie i ciepło.
Małe pojemniczki z krzyżykiem na świeczki to opakowania po zegarkach, które normalnie bym wyrzuciła jak to mawia moja mama "w pierony", bo nie znoszę zbieractwa, ale coś mnie tknęło, żeby zostawić.
Mogę śmiało stwierdzić, że cel- jadalnia został osiągnięty. Nawet ostatnio kopnął mnie wielki zaszczyt sesji zdjęciowej do magazynu, ale o szczegółach i napiszę jak tylko ukaże się publikacja.

Foto Muszka


sobota, 20 września 2014

Remont uhhh...

Chwilowy zanik w eterze spowodowany jest remontem w kuchni. Przyszłościowo w salonie. Zdradzę tylko, że otwarta kuchnia będzie teraz zamknięta i bardziej przytulna.
Malowanie frontów- lekka udręka ale to dlatego, że bardzo się staram żeby było idealnie. 
Malowanie ścian natryskowo nowym sprzętem Bosch- rewelacja, 5 minut i gotowe bez zacieków i smug!
Już powoli zaczynam dostrzegać zarys i sens mojej pracy. Przyszły metalowe krzesła a la Tulix, a nowa lampa jest w drodze.  Jeszcze tylko skóry z renifera, stół z ikei, wymiana walniętej ławki z jyska i gotowe.
Będzie można się zaszyć w kącie i pożreć w spokoju śniadanie.

Załączam foto pt : To se ne vrati :)


sobota, 9 sierpnia 2014

Wakacje pod chmurką czy pod dachem?

Pierwsze wspólne wakacje z moim obecnie już mężem spędziliśmy pod namiotem . Była to całkiem zgrabna  skrzydlata dwójka, która rozkładała się w dwie sekundy. Za czasów młodości naszych rodziców pomarańczowy tudzież wyblakły od słońca żółty namiot z aluminiowymi rurkami stawiało co najmniej pięć osób. Trwało to tak długo, że można było zdążyć zaprzyjaźnić się z nowymi sąsiadami, którzy przyszli pomóc w podtrzymaniu konstrukcji.
Coś mi się zdaje, że odkąd wprowadzono nowoczesne dwu sekundowe namioty ucierpiało na tym nasze biwakowe życie towarzyskie. Słyszałam nawet, że w sprzedaży są już jedno sekundowe! Aż strach pomyśleć o czasach, kiedy będziemy wyświetlać je sobie z telefonów komórkowych.

foto. Muszka
Właścicielem super nowoczesnego "skrzydłowca" był mój mąż. Zabierał go na Hel "będąc jeszcze młodą lekarką".  Nieszczęśliwie skradziono nam samochód z ów namiotem i z biwakowym dobytkiem, który woziliśmy ze sobą przez okrągły rok w bagażniku.
Zaletą starego namiotu była jego szybkość  w rozwijaniu, ale z racji na swój kształt wielkiego koła, zupełnie nie sprawdzał się na wyprawach rowerowych, gdzie potrzebowaliśmy czegoś bardziej kompaktowego. Moi rodzice, podobnie jak my uwielbiają biwaki. Zakupili namiot na wyprawę motocyklową po Szwecji. Przetestowali i oddali nam zachwalając jego maleńkość, a zarazem wielkość i praktyczność.
Zapaleni nowym sprzętem zabraliśmy go na Bornholm. No i co tu kryć, byliśmy wtedy jeszcze całkiem świeżą parą, a namiot bardzo sprzyjał bliskości. W zasadzie nie mieliśmy dużego wyboru jeśli chodzi o pozycje do spania. Po wstawieniu wszystkich sakw rowerowych do środka, nie pozostawało nam nic innego jak tylko tkwić w przytuleniu do rana raz na jednym, raz na drugim boku, a jak nogi umyte to na waleta, ale nigdy na wznak, nie wspominając o pozycji na brzuchu czy na gwiazdę. Trzeba było mieć również jakąś izolację od ziemi, ale jazda z materacem na rowerze byłaby dość uciążliwa, więc skazani byliśmy na cienką "kara-matkę".

foto Muszka
Przez zimę rodzice przemyśleli swoją wyprawę motocyklową i doszli do wniosku, że przemieszczanie się mocno ograniczała im zmienna pogoda, więc na kolejne wakacje postanowili pojechać samochodem. Nie zamierzali jednak rezygnować z biwaków pod chmurką, ale nie chcieli też skazywać się na niewygodę. Zakupili więc gigantyczny namiot. Przyszło lato, a misterny plan wyjazdu upadł bo rodzice spędzili swój urlop na jachcie.
Żal z powodu niewykorzystanego zakupu nie trwał  jednak długo. Zaraz zbliżał się termin naszych wakacji i mogliśmy przetestować nowy super namiot w Chałupach.
Rozłożyliśmy się nad samą wodą, tak by mieć bazę blisko lądowiska kite-ów. Radość trwała bardzo krótko.Przyszedł szkwał , kite-owców wywaliło na brzeg, a nasz super namiot prawie odleciał . Musieliśmy przenieść się wgłąb lądu. Każdy kto kiedykolwiek spędził wakacje w Chałupach dobrze wie, że jeśli nie uczestniczy się w imprezie na polu namiotowym to w zaśnięciu nie pomoże nawet pozycja na gwiazdę. 

Przyszła zima , a rodzice tradycyjnie zaczęli snuć plany na kolejne wakacje. Tym razem postawili na solidny dach i konstrukcję. Zakupili więc przyczepę kempingową. Nie byle jaką , bo piękną "Eribe "  w stylu retro po małych przejściach. Całą zimę spędziła w salonie kosmetycznym, ale udało się zrobić z niej cacuszko. Moja mama dodatkowo nadała jej styl "american marines" , który idealnie komponował się z kolorystyką srebrno- białej obudowy zewnętrznej. Otworzyły się nowe możliwości podróżowania. Rodzice co weekend eksplorowali polskie wybrzeże, a my w końcu jak prawdziwi polscy amerykanie bez kompleksów wjechaliśmy naszym "american dream" na kemping w Chałupach. Przyczepa cieszyła się szczególnym zainteresowaniem, kiedy pilotem ( takim jak do TV) naprowadzaliśmy ją na odpowiednie miejsce. To był prawdziwy szok.  Mało która przyczepa ma taki system, że sama jeździ w każdą stronę. Padały nawet propozycje sąsiadów, aby jeździć nią na zakupy do okolicznej biedronki.
Namiot może ma swój klimat, ale przyczepa to jednak duży komfort. Może nie za rok ale za kilka lat moi rodzice wpadną na pomysł kupienia czegoś jeszcze bardziej luksusowego? Jakiegoś kamperka czy jachtu? 
Pytanie tylko czy będzie miało to ten sam urok, co tradycyjne wakacje pod chmurką? 

sobota, 24 maja 2014

Nuda wnętrzarska

 Tym razem z cyklu muchowy wikiped wnętrzarski z przymrużeniem oka.

Nuda wnętrzarska - stan umysłu spowodowany brakiem dłuższych zmian w otoczeniu, w którym przebywamy dłużej niż 10 godzin dziennie.

W zależności od przywiązania do danego miejsca , wpływu otoczenia na własną strefę emocjonalną,  czy bezpośredniego lub pośredniego braku możliwości dokonania w nim zmian, nuda wnętrzarska może pojawić się w okresie czasu od dwóch dni do osiemdziesięciu lat. Może również trwać niezmiennie, a towarzyszyć jej będą ciągłe zmiany w otoczeniu. 
Brak stanu nudy wnętrzarskiej obecny jest u osób niewrażliwych na najbliższe otoczenie lub zaspokojonych aktualnym stanem posiadania.
Nuda wnętrzarska nie jest chorobą psychiczną ale jej długi brak może już świadczyć o odchyleniu ;)) 

Na tej podstawie wyróżniłam 6 pokoleń nudy wnętrzarskiej: 

Pokolenie meblościanka - z braku możliwości dokonania zmian lub z powodu jednorazowego przydziału meblościanki czy zestawu nowożeńców  na całe życie, nuda wnętrzarska u większości została uśpiona do czasów kapitalizmu. Dokonywano pewnych prób zmian w otoczeniu  np. instalacjami na ścianach , głównie zauważalne w pomieszczeniach kolejnego dorastającego pokolenia IKEA. Pokolenie meblościanka w obecnych czasach w stanie zaniku. Są jednak wyjątki, które do dziś pozostają wierne swoim solidnym i funkcjonalnym meblom jak np. łóżku chowanemu w meblościankę . 

Pokolenie plastikowe krzesełko- to okres wczesnego kapitalizmu. Zachłyśnięte ilością dóbr importowanych z zachodu, ze szczególnym upodobaniem do tworzywa sztucznego . Nuda wnętrzarska pojawiała się w zależności od  wyszukanej okazji, nowości czy promocji na rynku ( tu dosł.  na rynku). 

Pokolenie IKEA - to okres późnego kapitalizmu. Głównie mieszkańcy dużych aglomeracji miejskich i podmiejskich , rzadziej wiejskich.  Nuda wnętrzarska pojawiała się średnio od jednego do dwóch, trzech miesięcy w zależności od możliwości wykonania kolejnej niedzielnej eskapady do sklepu meblowego, czy dostępu do nowego katalogu IKEA. Pokolenie jest nadal bardzo aktywne.

Pokolenie Krasnoludek- To głównie posiadacze ogródków, ogródków działkowych , tarasów  a także często podróżujący do sąsiadów z zachodu w celach zarobkowych. To pokolenie upodobało sobie rzeźby z betonu i gipsu oraz styl rokoko-ko. Nuda wnętrzarska pojawia się zazwyczaj przy okazji dłuższego przebywania za kierownicą, za granicą oraz w korku na granicy. Dziś pokolenie to ewoluowało, granicy z zachodem nie ma, są autostrady i stan nudy wnętrzarskiej pojawia się już częściej w sklepach budowlanych przy okazji kupna kosiarki. Szczególnie zauważalny w dziale betonowe płoty, betonowe balustrady, fontanny i wodotryski.

Pokolenie kredens Radziwiłłów- współczesne ,  bardziej majętne . Stan nudy wnętrzarskiej stłumiony posiadaniem dóbr wytworzonych, zakupionych lub odziedziczonych z pokolenia na pokolenie. Pozostaje w uśpieniu do późnej starości. 

Pokolenie Allegro -  nuda wnętrzarska daje o sobie znać spontanicznie i przy okazji zastrzyku większej gotówki. Fani zagranicznych sklepów wysyłkowych jak Westwing.com , Made.com oraz tradycyjnych portali allegro.pl i olx.pl 

A Wy jakim jesteście pokoleniem? 
Dla przykładu nowa piękna stylizacja domu mojej mamy. To, co po niej mam to miłość do  Skandynawii i nudę wnętrzarską , która trwa bardzo krótko bo nie cały miesiąc góra dwa. 
Zdecydowanie obie jesteśmy pokoleniem Ikea i chyba dobrze nam z tym :)

Nowy taras  i amsterdamskie tulipany mojej mamy.  Foto Muszka

Jadalnia u mamy. Foto Muszka

Jasny salon mamy w bieli i błękicie  Foto Muszka

Taras i styl marynarski w nadmorskim domu u mamy. Foto Mama 


Stary kot ale nowy mebel wypoczynkowy ;) Foto Mama









czwartek, 27 marca 2014

Wiosna zaskoczyła Polaków

Mówi się, że w "marcu jak w garncu", ale żeby zaraz  z zupą jarzynową, taką gorącą i pełną kolorów? Tego się nie spodziewałam!  
23 marca : Poranne targowisko warszawskie uderza  gorącem (25'C), plejadą różnobarwnych tulipanów, hortensji , żonkili i bazi. Wszystko w pełni rozwinięte, soczyste, świeże i pachnące. Zabieram do domu kawałek wiosny. Nie mam balkonu ani tarasu i tak bardzo brakuje mi łąki pełnej kwiatów. 
Nie mam też doświadczenia w ogrodnictwie, poza wyrywaniem chwastów, dlatego jeśli mój filmik (z resztą zrobiony też pierwszy raz w życiu ) będzie bolesny dla pasjonatów ogrodnictwa, to proszę wybaczcie mi. Chętnie przyjmę nauki prywatne z dziedziny sadzenie kwiatów i pielęgnacja, jeśli tylko pozwolicie mi przy tym poleżeć u was plackiem na trawie :))

Namiastka ogrodu :) Foto Muszka

A tak to się wszystko zaczęło. Foto Muszka


Z  niezbyt atrakcyjnych słoików :) Foto Muszka

Z lampionu powstała mała szklarnia. Foto Muszka

I ptaki wróciły z Afryki :) Foto Muszka



piątek, 21 marca 2014

Wagary po warszawsku

Czy szkoła czy nie szkoła , tradycja musi być wagary obowiązkowe. Kiedyś Fiat 126p , wino, park i Koszalin. Dziś bardziej hipstersko, warszawsko , lansersko aaa co!  Latające Holendry,  Veg Deli na Powiślu i okularsy na i  przeciw słońcu. 
Veg Deli zaprasza Foto Muszka



Uwielbiam żarówki na lince. Foto Muszka


Antresola nadała miejscu domowy przytulny klimat mimo surowej bieli. Foto Muszka

Wiosenna Muszka Foto Duża Mucha 

piątek, 14 lutego 2014

Troszkę... romantyczniej ;)

Nie planowałam w zasadzie  organizować niczego specjalnego na Walentynki , bo to kolejny normalny dzień miłości w moim życiu, ale jakoś tak samo wyszło, że dałam się porwać i zrobiło się u nas troszkę ... romantyczniej :)
Coffee czeka na pana :) Foto Muszka

Coffee pozuje :) Foto Muszka

Tutaj Coffee naprawdę pozuje. Potrafi tak nieruchomo przez 2- 3 minuty :) Foto Muszka
:)

piątek, 17 stycznia 2014

Zimowisko

W takim dniu jak dziś, a zapewne taki właśnie dziś jest dzień , kiedy jedną nogą dotykamy  weekendu , a drugą zbliżających się ferii ( w W-wie tuż tuż ), dzieciaki myślą o bitwie na śnieżki, zjazdach na sankach bez hamulców z największej góry świata , padaniu tyłem w zaspy i o patriotycznym konkursie na stawianie orła tudzież dla tęskniących za Kolędą pięknego aniołka. 
A dorośli (jak w popularnej piosence)...stawiają kołnierze i rozgrzewają się na straszliwym mrozie. Najważniejsze to dobrze się zabezpieczyć przed wychłodzeniem, no i ... dobrze się bawić oczywiście. Nie ma przecież nic lepszego niż grzaniec na leżaczku z widokiem na góry,  relaks w Apres Ski pod stokiem po całym dniu szusowania , czy wspólne biesiadowanie z lampką koniaku przy kominku. Na szczęście dzieciaki nie myślą tak jak dorośli, a dorośli jak dzieciaki ( no chyba , że przesadzą z rozgrzewaniem, wtedy zimowy świat staje na głowie) i w jednej  kwestii wszyscy są zgodni. Żeby tylko spadł śnieg! Niech zasypie szary świat, niech zmieni go w krainę jak z Narnii , niech skrzy się i prószy w słoneczku.  No bo co to za zimowisko bez zimy? 
Musi być biało, żeby się działo! 

A w takim dniu jak dziś , a zapewne taki dziś jest dzień marzenia się spełniają :) 


Pod koniec grudnia spełniło się moje marzenie. Spędziłam z rodziną przepiękne święta w górskiej chatce wysoko w zaśnieżonych francuskich Alpach . Miałam okazję przekonać się , że nie ma zimy bez śniegu. A gdy  już spadł to działo się  tak:



Samotna wyprawa na rakietach do lasu :) Foto Muszka

Zimowe owoce Foto Muszka


Widok z okna o poranku. Foto Muszka

Nasza chatka w oddali Foto Muszka

Nasza chatka po lewej Foto Muszka

Właścicielka domku jest ogromną miłośniczką wystroju wnętrz . Czułam się jak w niebie :)
Salon na -1  Foto Muszka

Sypialnia Foto Muszka

Plakat znanego kurortu we Francji Foto Muszka

Drzwi tarasowe Foto Muszka


Mama codziennie rano dawała  miseczkę mleka na dzień dobry panu kotu Foto Muszka

Nasza sypialnia Foto Muszka

Okiennice na tarasie Foto Muszka
W jadalni Foto Muszka


Foto Muszka