poniedziałek, 16 grudnia 2013

Prawdziwy vintage małego Wicia

Mały Wiciu w krótkich gaciorkach, wraz z kumplami z podwórka zakradał się do lokalnej pijalni, gdzie tylko dorosłym, za przyzwoleniem z racji stosownego wieku,wydawano piwo, wino i inne trunki. Tam ciężko zarobione, bądź załatwione pieniądze na zbiorach butelek, makulaturze,  wyproszone od dziadka, babci, od mamy z reszty z zakupów czy wydłubane finką ze świnki zamieniali nie na zakazane płyny a na monety. A po co ? A na "żydka". Niech szczęście dziś przyniesie. Lecz owym "żydkiem" nie był sympatyczny pan z pejsami i brodą , ale magiczna maszyną wisząca na ścianie.  Wyposażona w złotą gałkę do przekręcania metalowym człowieczkiem z koszyczkiem , kilka przeszkód z gwoździ i co najważniejsze wlot , zębatkę i wylot monet. Najczęściej, po nieudanej próbie złapania złotówki do koszyczka, pieniążek przepadał w niedostępną część maszyny, a ściślej mówiąc za szybkę, tak by kusiła i zachęcała do kolejnej próby. Zdarzało się  jednak, że temu, który był zręczniejszy , czy miał  danego dnia więcej szczęścia (niż rozumu zapewne) , maszyna z cudownie rozlegającym się brzmieniem, niczym w kasynie de Royal wypluwała podwójnie, potrójnie a nawet poczwórnie srebrzyste jedno złotówki. Radość i nadzieja na kolejną wygraną wracała. Niestety tylko na chwilę, bo ilość pożeranych przez maszynę monet znów bezlitośnie wzrastała. Tato powiedział mi, że w tamtych czasach taka złotówka miała wartość dwóch lizaków i to było coś dla dzieciaka.  
Ten sam Wiciu , po czterdziestu pięciu latach odnalazł swoją magiczną maszynę gdzieś pod Krakowem, zażarcie wytargował  i przytaszczył do domu.  Kiedy wypluła mu pierwsze dwie pięciozłotówki ( obecnie tylko takie do niej pasują)  radość wróciła jak wtedy , gdy po raz pierwszy wygrał na cztery lizaki. 

Maszyna Wicia  foto. Muszka


poniedziałek, 2 grudnia 2013

Czarna nie koniecznie nora ;)

Skąd wziął się  nowy trend na czarne domy w Skandynawii? Czyżby po raz kolejny zazdrość szlachty o architektoniczne rozwiązania sąsiadów z zaboru pruskiego? Najpierw Falurod, inspirowany cegła , a teraz szachulec w wersji drewnianej? Tylko, że czarno-białe domy szachulcowe, potocznie zwane "domami w kratę",  budowane były w XIX wieku, a te drewniane skandynawskie powstają we współczesnych czasach. A może to tylko błędne skojarzenie? Może upodobania czerni mają swoje uzasadnienie w odwiecznej kulturze budownictwa skandynawskiego? Przecież żadna inna narodowość (no może poza Japonią) nie jest  tak znana z prostoty i oszczędności w architekturze, z geometrycznych kształtów swoich nowoczesnych domów. A łączenia kontrastujących ze sobą kolorów w  kombinacjach dwóch , czasem trzech innych barw jak np. biel-czerwień, biel-czerń, biel-błękit czy z mojej ulubionej potrójnej biel - czerwień- czerń to przecież typowe dla Skandynawów. Gdzie indziej na świecie, ktoś mógłby zaprojektować dom, który w białym śniegu wygląda jak na czarno- białej fotografii , a jedynym  dowodem na to , że nie widzimy monochromatycznie jest czerwone krzesło w wielkiej witrynie okiennej? Myśląc o Japonii uświadomiłam sobie , że przecież głównym czynnikiem w budownictwie są warunki klimatyczne, do których dostosowują się mieszkańcy. Japońskie konstrukcje z bali i papieru , są lekkie ponieważ tereny na których stoją narażone są na liczne trzęsienia ziemi. A u mieszkańców północy niemal pewne jest, że śnieżna pogoda nie opuści ich przez co najmniej pół roku, a słońce schowa się za chmury i skróci dzień do kilki godzin.  Dlatego biel we wnętrzach ich domów to zwyczajnie wybór światła. Im więcej bieli tym wolniej będzie wkradać się zapadająca noc. A czarne smoliste domy? Poza  faktem, że wyglądają zjawiskowo , to farba przyciąga promienie słoneczne i ogrzewa powierzchnię domu. Mimo iż temperatury spadają   o wiele niżej niż w Polsce , nie często buduje się tam domy z cegły. Ciepło jest kwestią izolacji.  A u nas, choć zimą temperatury potrafi spaść nawet do - 20 C a dzień skraca się do 5 godzin wydaje nam się, że beton to beton gruby utrzyma ciepło ,a w domu powinniśmy pomalować ściany na brąz, wstawić solidne dębowe meble , skórzane kanapy i koniecznie ciemną podłogę, może być drewno , ale musi być mahoń , ciemny orzech albo palisander. Tak więc drogie polskie misie może warto przemyśleć w jakiej jaskini czujemy się najlepiej i przygotować ją na kolejne długie zimowe miesiące. Nie będziemy przecież w niej tylko spać :)
Foto z albumu

Foto z albumu


Nasz letni dom  . Foto ktoś z rodziny :)
Moja mama przygotowała nam ślubną kolację na tarasie :) Foto Muszka

Ławeczka w naszym wynajętym domu Foto Muszka
Dom widok z drugiej strony Foto Muszka

Dom szachulcowy na Bornholmie Foto Malcu

czwartek, 28 listopada 2013

Kolory Skandynawii

Gdy myślę o Skandynawii  wyobrażam sobie drewniane chaty czerwone jak muchomory wystające spod śniegu w sosnowym lesie. Dlaczego czerwone? Podobno tamtejsza szlachta zazdrosna o ceglane niemieckie domy, wynalazła kolor o nazwie faluröd, przypominająca ceglany. Pierwotny faluröd w swoim składzie zawierał pigment ze szlamu bogatej w żelazo ziemi, wodę, dziegieć (powstająca w wyniku rozkładowej suchej destylacji kory brzozowej), szare mydło , mąkę żytnią i co ciekawe również ... mocz , czyli naturalny amoniak. Eko farba ! Malowanie drewnianych domów w tym kolorze stało się tradycją, którą trwa do dziś. Podczas mojej podróży przedślubnej, ślubnej i poślubnej na wyspę Bornholm zauważyłam , że Duńczycy lubują się nie tylko w czerwonym, ale nie rzadko pokrywają swoje drewniane domy barwą słoneczników, błękitu , malują je na biało-czarno ( szczególnie widać to w konstrukcji szachulcowej, która charakteryzują się pobielaniem fasady z gliny, poprzedzielanej smolistymi drewnianymi belkami) i w ostatnim krzyku mody kolorze czarnym z akcentami bieli we framugach okien czy drzwi. Wydawać by się mogło,że architektura Danii podlega pewnej dyscyplinie, która nie pozwala wyłamać się z konkretnej palety barw . Nie jestem jednak pewna, czy to dyscyplina, czy bardziej przyzwyczajenie i zamiłowanie mieszkańców do kolorów, które otaczają ich w naturze, odzwierciedlając błękit przejrzystego nieba , kolor morza czy złocistych kłosów na  rozległych polach. To, co mnie najbardziej zastanawia , a równocześnie zachwyca, to ostatnia moda na kolor czarny. O tym gdzie , w jaki sposób i dlaczego postaram się napisać w kolejnym moim blogowym  małym rozmyślaniu o architekturze skandynawskiej :) 

Z albumu , który znalazłam na Bornholmie

Z albumu , który znalazłam na Bornholmie

Jeden z budynków bornholmskiej wędzarni. Foto Muszka

Domki letniskowe na Bornholmie Foto Muszka